dicer - świat gier planszowych: 2017



środa, 9 sierpnia 2017

Ojciec Chrzestny, Akt II: Krew gęstsza, niż woda




Checco nie spuszczał stopy z pedału gazu swojego Forda Modelu 18. Zmuszanie przechodniów do panicznej ucieczki i wzbudzanie zamieszania w połowie dzielnicy nie było stylem, który preferował. Pędzenie na łeb, na szyję, wioząc dwójkę uzbrojonych w Thompsony i gotowych do ich użycia ludzi, nie było jego zwyczajnym zajęciem w Rodzinie. Teraz nie miał wyboru. Dostał cynk o zdradzieckiej zasadzce, w której zginąć ma jego Don – Thomasso Pizzino. Don, ale i przyjaciel, bo jeżeli kogokolwiek stary Thomasso mógł nazwać prawdziwym przyjacielem, byłby to jego consigliere Checco.

Nieomal wylatując z drogi podczas gwałtownego zakrętu, czarny Ford wjechał w granice Upper West Side – dzielnicy, która, według umowy z rodziną Vitale, miała należeć do Pizzinich. Byli już blisko. Zdążą, i wszystko będzie jak dawniej – wmawiał sobie gorączkowo Checco. Wmawiał sobie do momentu, aż potężny huk zatrząsł szybami automobilu i zrzucił pożółkłe liście z pobliskich drzew mijanego właśnie Central Parku.

     Gdy dojechali na miejsce, było już za późno. Samochód-pułapka wyładowany był taką ilością materiałów wybuchowych, że nikt nie mógł tego przeżyć. Po raz pierwszy, odkąd miał 14 lat, Checco poczuł, że łzy cisną mu się do oczu i nie będzie w stanie ich powstrzymać. Wtedy go zobaczył. Na czwartym piętrze kamienicy, stojącej po drugiej stronie alei. Zniszczona wybuchem szyba z weneckiego szkła odsłoniła bezczelnie przyglądającego się sytuacji Tancredi Vitale, najmłodszego syna dona rodziny Vitale. Mimo nie najlepszego już wzroku i sporej odległości, Checco zawsze rozpozna tego nadmiernie ambitnego gówniarza w tym jego futrze i z cygarem w zębach. Młody gangster tak bardzo nienawidził Dona Thomasso, że nie mógł powstrzymać się przed byciem naocznym świadkiem jego morderstwa.
  
Donowi życia to nie przywróci, ale zemsta musi się dokonać. Checco wskazał palcem okno, a jego ludzie pojęli w mig. Seria z Thompsonów rozbrzmiała długością ulicy, a grad ołowiu wystrzelił w stronę kamienicy. Ciało spadło na dół, uderzając o bruk. Ale to nie Tancredi. To jego przyboczny, który zdążył zasłonić swego towarzysza. Sam Tancredi zniknął. Nie na długo – pomyślał Checco. Chwilę później uronił łzę.
  
Tymczasem komisarz O’Donelly, słysząc odległy huk, przymknął okiennice swojego biura na 11. posterunku. Zareagowałby, ale przecież nie miał jak – był tu sam, bo godzinę temu wszystkich funkcjonariuszy wysłał na bardzo ważną misję ochrony parady na południowym skraju Chelsea. Mógł teraz w spokoju przeliczyć pieniądze schowane w sejfie w całkiem sporej walizce…

Ktoś inny, oglądając te wydarzenia ze zgoła odmiennej perspektywy, mógłby opisać to tak:„Zielony gracz, kontrolujący rodzinę Pizzino, w obszarze Upper West Side ma dwie figurki: Dona oraz szeregowego gangstera. Gracz czerwony także ma dwie – spadkobiercę rodziny wraz ze swoim przybocznym.
  
Stosunek sił 2:2. Remis. Dzielnica, zgodnie z ustaleniami z poprzedniego Aktu (czyt. rundy), należy do Zielonego, więc zachowanie aktualnego rozkładu sił go satysfakcjonuje: przy remisie dzielnica pozostanie w jego rękach. Nie satysfakcjonuje za to  Czerwonego, prowadzącego rodzinę Vitale. Czas na drastyczne środki. Czerwony zagrywa zgromadzone 3 karty Broni oraz specjalną kartę Zlecenia: Samochód pułapkę. Wszystkie figurki innych graczy na tym obszarze – a więc obie należące do Zielonego – schodzą z planszy.


Stosunek sił 2:0 dla Czerwonego. Może przejąć dzielnicę pod koniec rundy. Ale chwila – Zielony jeszcze nie odpuszcza. Też ma asa w rękawie. Właściwie to nie asa, a swoje Zlecenie: Ostrzał samochodowy. Może usunąć dwie figurki przeciwnika z rejonu.
  
Stosunek sił 0:0. Każdy z graczy ma w puli jeszcze po 1 figurce gangstera, którą mógłby tu wystawić. Jednak nie opłaca im się to –  w najlepszym razie zmienią impas z 0:0 na 1:1. Chwilę wcześniej Czerwony gracz miał na ręku jeszcze kartę skorumpowanego policjanta, którą mógłby zmusić Zielonego do przesunięcia ewentualnie wystawionego tu gangstera na inne pole i tym samym zdobyć dominację. Przed chwilą jednak kartę stracił, bo w grze jest jeszcze przecież rodzina Marzullo, a kontrolujący ją Żółty właśnie zagrał swoje Zlecenie, nakazujące wszystkim graczom odrzucić po karcie.


Dzielnica pozostaje w rękach Pizzino, a prowadzący ich Zielony będzie mógł w kolejnej rundzie czerpać profity z odbywających się tu procederów, a pod koniec gry, jeżeli nadal ją utrzyma –  zapunktować.

Tak wyglądał koniec drugiego z czterech Aktów pierwszej rozgrywki, którą dane było mi zagrać w nową grę autorstwa Erica Langa – The Godfather: Corleone’s Empire. Kolejnych Aktów już nie zagraliśmy, bo wypadało ustąpić kolejnej grupie graczy z listy oczekujących na poznanie gry na tegorocznej edycji konwentu Pionek.

Specyficzne gry typu area control tworzone przez autora The Godfather, wpisują się w konwencje nazywaną czasem w planszówkowym świecie „Dudes on a map”. Najnowsze dzieło Langa także należy do tej kategorii i aż prosi się o porównanie z pozostałymi tytułami autora z tej kategorii, czyli Blood Rage oraz Chaos w Starym Świecie. Niestety, takie porównanie, a co gorsza ocenianie, byłoby pochopne i nieuczciwe po rozegraniu połowy partii. Nadmienię tylko, że prócz całkowicie innej otoczki fabularnej gry, same zasady i rozgrywka, mimo iż wpisują się we wspomnianą konwencję, dają jeszcze inne wrażenia, stawiają naciski w innych miejscach i wprowadzają nowe, ciekawe rozwiązania mechaniczne. Ale to już materiał na zupełnie inny artykuł.